|
Isän kuolessa Wiosna w górach rozsiewa jagodę, obsypuje niziny kwiatami, i znów wody zamknięte pod lodem, spienionymi się stają falami, pierś wezbrana znów dyszy radością, w sercu znowu nadzieje zagoszczą.
Ale ziemia i wiosna i radość, umierają wraz z moją nadzieją, ból przepełnia me serce i żałość, i łzy same z mych oczu się leją. Mego ojca zabrała ta wiosna, i prócz smutku mi nic nie przyniosła.
Siedzę samotnie nad brzegiem bezbrzeżnej, morskiej toni pogrążony w boleści i w czeremchowej woni.
W piersi żałość dławiąca potoki łez otwiera "Panie, naszego ojca jeszcze nam nie odbieraj.
Dwa lata, rok jeszcze, Panie niechaj mej siostry strzeże ciężar życia ją złamie jeśli go nam odbierzesz".
I czuję żal nieznośny i fale smutku płyną, posępnie szumią sosny i brzeg porosły wikliną.
Odszedł w podróż ostatnią już od tygodnia go nie ma odeszły też z moim Tatą moje dziecinne marzenia.
Jasnowłosej siostrzyczki pierwsze widziałem zabawy, dziś widzę jak żal ją niszczy niczym źdźbło suchej trawy
Widzę - matka stojąca nad grobem, bólem przejęta, widzę ruinę prac ojca, ruinę naszego szczęścia.
Pamięć, Ojcze, o Tobie, przejmuje mnie tak boleśnie, że sam nie wiedząc, co robię skarżę się bezszelestnie.
O szczęśliwym dzieciństwie, jego nadziejach, mrzonkach, o lecie, miłości, życiu śpiewam przez łzy o skowronkach.
Mroźna przestrzeń olśniewa, lecz większy chłód pierś mą ściska, smutek w jesiennych drzewach lecz więcej go w sierot kołyskach więcej jeszcze wylewa łza, co z mych oczu tryska.
|
|