|
Простишь ли мне... Czy mi wybaczysz poryw mej zazdrości Miłości mej szalone niepokoje Choć jesteś wierną, jednak w niepewności Tak chętnie trzymasz biedne serce moje Czemuż od zalotników otoczona Żądasz być z każdym miłą i radosną Każdego z nich nadzieją łudzi płoną Spojrzenie twe, to tęskne, to wyniosłe Sercem mym i rozumem zawładnąwszy Miłości mojej pewna, nieszczęśliwej Ty nie postrzegasz mię pośród ich grona Wśród gwaru rozmów ja się nie odzywam Sercem mym szarpie troska utajona Ni słowa, ni spojrzenia – ach, tak sroga! Odszedłbym, lecz nie śledzą twoje oczy Ni razu z niepokojem się nie zdradzasz Czy inna piękność zechce ze mną toczyć Rozmowę, która może coś oznaczać Jesteś spokojną, twa wesołość szczera Jest mi nieznośną, nie ma w niej miłości Prócz tego, czemuż, powiedz, admirator Zastawszy nas we dwoje tak spoziera Wita cię z takim wyrażeniem w oku Cóż on ci znaczy, powiedz, jakie prawo Ma blednąć, jak on śmie cierpieć z zazdrości? I w porze niestosownej, już po zmroku Sama, bez świadków, w stroju nazbyt śmiałem Czemu rozmawiasz z nim wieczory całe? Lecz kochasz mnie... Gdyśmy we dwoje razem Jesteś tak cudna! Twych płomiennych wzruszeń Twych pocałunków, uczuć nie wyrażę Tak niezachwianie widzę w nich twą duszę Śmieszą cię me cierpienia, moje szlochy Lecz kochasz mnie... twa miłość łzy osusza Zaklinam, nie męcz mnie, o miła, dłużej Ty, miła, nie wiesz jak ja ciebie kocham Ty nie wiesz, ile cierpi moja dusza
|
|