Z rozpaczą kwiczę, odrywany od koryta Może nie byłem politykiem, lecz złodziejem Gdzie się podzieje bez koryta moja świta I gdzie bez niego ja, nieszczęsny, się podzieję?
Może robiłem was w bambuko, takie życie Może i słusznie uważacie mnie za zdrajcę Rozumiem dobrze, że mi teraz nie wierzycie Lecz od koryta, błagam, mnie nie odrywajcie!
Ja nic nie umiem i nie dość nakradłem jeszcze Pozwólcie ryj umoczyć jeszcze choć raz w paszy Gdy będzie puste, to je sobie sami weźcie Bo ktoś posprzątać będzie musiał w chlewie naszym